wtorek, 24 czerwca 2008

Słów kilka o ..koalach.

Jako, że naciski na napisanie kolejnego posta płyną ze wszech stron, i oskarżana już jestem o nie wycieranie kurzu na blogu, postanowiła skrobnąć słów kilka o tym co ostatnio zabiera cały mój czas. O koalach.

Jak wiecie, prace z tymi milusińskimi zaczęłam nie tak dawno temu i dopiero poznaje moich nowych kolegów z pracy.

Zacznę od tego, że w parku w którym pracuje mieszka sobie w sumie 130 koali, wszystkie one mimo, iż na pierwszy rzut oka wyglądają jak KOALE, tak naprawdę są zupełnie różne. Wszystkie mają swoje imiona, osobowości, ulubionych pracowników i takich z którymi na pewno nie będą współpracować, mają swoje dni, lepsze i gorsze – zupełnie tak jak ludzie. Poza wieloma wspólnymi cechami jakie nas ludzi łączą z tymi uroczymi torbaczami jest jeden dość ciekawy – koale zupełnie jak my posiadają unikalne odciski palców !


Od kiedy pamiętam mi te urocze ‘misie’ zawsze kojarzyły się z „naćpanymi” śpiochami. Śpiochami może i są, bo śpią w sumie prawie 20 godzin w ciągu doby, ale w pozostałe 4 godziny nie można by ich nazwać śpiochami, potrafią biegać, skakać między gałęziami, prowadzić bójki, przyjmować najdziwniejsze pozy na świecie i oczywiście jeść. Ich dieta niestety nie jest tak bogata jak nasza, bo jeść mogą tylko liście eukaliptusa, i mimo iż dla mnie wszystkie te liście wyglądają ciągle tak samo, koale wiedza, które są dla nich najlepsze. Dla wszystkich innych zwierząt liście eukaliptusa są trujące, tylko te pluszaki potrafią je trawić i przyswajać tą odrobinę substancji odżywczych z ich środka, a że owych substancji jest niewiele to śpią. Spróbujcie sobie wyobrazić życie tylko na liściach sałaty, zdaje się, że też sporo byśmy spali…
























Jak już pisałam wszystkie nasze koale mają imiona, ja jestem dopiero na początku drogi wiec nie potrafię jeszcze rozróżniać wszystkich, ale uważnie je obserwuje i znam coraz większą gromadkę. Poniżej kilka zdjęć koalowych twarzyczek tak co by Wam pokazać że one naprawdę są inne.





















Złożyło się też tak, że czas kiedy zaczęłam pracę zbiegł się z momentem pojawiania się maluszków.

























Nasze maleńkie koale urodziły się co prawda znacznie wcześniej bo jakieś 6-7 miesięcy temu, były wtedy wielkości żelkowego misia i ważył mniej niż gram. Po pół roku mieszkania w maminej torbie po raz pierwszy pokazują nam swoje mordki, po kolejnych tygodniach zaczynają już wyprawy na plecach swoich mam, a po kolejnych miesiącach są już zupełnie dużymi i ciekawymi świata koalami. Małe koale są zupełnie jak małe dzieci, są ciekawskie, wszystko co da się złapać w łapkę trzeba koniecznie umieścić w buzi! Maluchy są niewiarygodnie mięciutkie, ja nie spotkałam niczego z czym mogłabym ich milutkie futerko porównać, pachną wanilią i są absolutnie doskonałe. A w chwili najmniejszego zagrożenia oczywiście płaczą wzywając mamę, ciekawe jest to że na płacz odpowiadają wszystkie będące w okolicy mamy, nie tylko ta właściwa.

Po tych wszystkich słowach zachwytu przyszedł czas na mała galerie maluszkową.

Najstarszą z naszych tegorocznych koali jest Mckenzie , dziecko z przypadku, którego nie spodziewał się nikt, chyba nawet jego rodzice:) Maluszek jest dzieckiem urodzonym w naszym koalowym ‘domu spokojnej starości’ gdzie nasze najstarsze koale dożywają w spokoju swoich ostatnich dni. Widać na emeryturze również można pokusić się o potomstwo!







































Mckenzie jest pierwszym przeze mnie poznanym maleńkim koalą, może też stąd mój ogromny sentyment do niej. Ale jak tu jej nie kochać …


Oj zdaje się że mogłabym tak jeszcze długo edukacyjnie do Was pisać.

Jeśli macie ochotę na trochę więcej edukacyjnych odcinków piszcie a ja postaram się coś na ten temat zaradzić.


A tak już na deser tego odcinka, koala w czapce. A czemu w czapce ? , a to dlatego że jest samcem , który jak przystało na samca, potrafi prowadzić wojny z kolegami z wybiegu, dlatego też, on jak i paru innych rozrabiaków śpi w czapce, co nam daje gwarancje nie pogryzionych koalowych uszów.









Ps. Nasza Australia oficjalnie udaje się na trwające miesiąc wakacje.

Do zobaczenia w Polsce !

wtorek, 10 czerwca 2008

Michael Bublé

Jak niektórzy z Was wiedzą w styczniu tego roku miała miejsce nasza pierwsza rocznica ślubu. 13 stycznia 2007 na zawsze zostanie w naszej pamięci, dlatego też każdą rocznice tego dnia postanowiliśmy traktować wyjątkowo. W tym roku przyszło nam obchodzić rocznicę naszego ślubu blisko pól roku po jej rzeczywistej dacie, ale czy nie warto czekać jeśli na obchody owego dnia, kiedy otrzymało się bilety na KONCERT MICHEALA BUBLE !

Dla tych którzy nie mają pojęcia o kim mówię tu mała próbka jego talentu.

My nie mogliśmy się doczekać, na miejsce dotarliśmy na czas, a w całej sali koncertowej dawało się wyczuć poczucie oczekiwania i napięcia.

Jak przed każda wielką gwiazdą , tak i przed młodziutkim Michaelem występował rozgrzewacz, i tym razem było to niezapomniane Naturally 7. Niesamowity zespół tworzący muzykę tylko za pomocą swoich głosów. Był to niewątpliwie najlepszy starter jaki przyszło nam słyszeć, i jeśli tylko chłopaki z Naturally 7 zdecydują się na koncert w Brissie my na pewno tam będziemy !

Po chwili przyszedł czas na Michaela, wśród ciszy oczekiwania i przy pierwszych dźwiękach muzyki pojawiła się jego sylwetka, oczywiście krzykom i piskom żeńskiej części publiczności nie było końca.



Koncert był niezapomniany, milo wielkiej sali w której się on odbywał atmosfera była niczym z małego zatłoczonego pubu. Dokoła otaczała nas wspaniała swingowa muzyka i niesamowity głos dzisiejszej gwiazdy.

My przez kilka kolejnych dni podśpiewaliśmy jeszcze zasłyszane tego wieczoru kawałki

A oto i krótka foto relacja z tego jak było.