sobota, 17 maja 2008

O tym co było jak nas nie było.

Z uwagi na sypiące się z różnych stron globu pytania o tym co się z nami działo jak na blogu nas nie było, zdecydowałam się nadrobić tą lukę w czasie pokrótce opowiadając co w owym czasie przykuło naszą uwagę.

Zaraz po tym jak pożegnaliśmy naszego gościa, rozpoczęliśmy mozolny proces pakowania pudeł. Przyszedł bowiem czas na nasza drugą przeprowadzkę w tym kraju. Nasz umowa wynajmu uroczego lokum na St Lucia wygasała bowiem pod koniec marca. A na przedłużenie jej nie zdecydowaliśmy się po tym jak usłyszeliśmy ile tym razem nasza agnacja zapragnęła by otrzymywać haraczu w zamian. Był to też dobry moment żeby sprawdzić jak się żyje odrobinę dalej od city .

O tym jak wygląda proces „zdobywania” nowego lokum do wynajmu w Australii pisałam rok temu przy okazji naszej pierwsze próby. Od tamtej pory nic się nie zmieniło i nadal jest to proces zdobywania punktów i udowadniania, że jest się lepszym niż pozostali aplikujący o nieruchomość. Nasze nowe lokum znaleźliśmy jeszcze za czasów kiedy była u nas Kasia, którą ja niestrudzenie ciągałam po różnych inspekcjach, czekaliśmy jeszcze tylko na decyzje właściciela, która przyszła zaraz po Kasinym wyjeździe.

Nasze nowe miejsce znajduje się jakieś 25 minut pociągiem od centrum, co dla nas obojga jest czasem zupełnie przyzwoitym jeśli chodzi o dojazdy.

W związku z przeprowadzką zmieniło się parę innych rzeczy w naszym życiu. Zamieszkaliśmy w przytulnym osiedlu złożonym z wolno stojących domków i bliźniaków, z widokiem na park. Za cenę znacznie niższą niż nasze ostatnie mieszkanie mięliśmy teraz do naszej dyspozycji dwu piętrowy dom , z 3 sypialniami i 2 łazienkami ! na początku mieliśmy nawet problemy z odnajdowaniem się wzajemnie w tej wielkiej posesji :) Oczywiście do większej przestrzeni człowiek przyzwyczaja się niezwykle szybko, więc jak łatwo się domyśleć teraz bieganie po schodach weszło nam w krew.

Po tym jak dzięki uprzejmości naszych wspaniałych znajomych przenoszenie pudeł i sprzętów dobiegło końca, przez kolejny tydzień próbowaliśmy dość do ładu z tym co i gdzie aktualnie się znajduje. Jak ja nie cierpię przeprowadzek! Mamy też mocne postanowienie, że następnym razem cała tą „brudną robotę” zrobi za nas firma przeprowadzkowa.

Nowy dom to też nowe zwierzęta jak się domyślacie, oto nasi nowi współlokatorzy.



































Powoli zasiedlaliśmy nowy domek i poznawaliśmy sąsiedztwo. Jakiś tydzień czy dwa po wprowadzeniu się zrobiliśmy sobie rozpoznawcza wycieczkę rowerową po okolicy.

Przy tej też okazji odnaleźliśmy śliczny park, który jest położony zaledwie kilka minut drogi od naszego domu, i który do dziś na służy jako doskonale miejsce do joggingu.

Park ma wszystko co park mieć powinien , jeziorka, placyk zabaw dla dzieci, urocze alejki, mnóstwo roślinności i lokalnej zwierzyny.





















































Przy okazji tej wycieczki poznaliśmy jedna z prawdopodobnie droższych dzielnic Brisbane, gdzie każdy dom i ogród są super dopracowane i piękne, a co drugi sąsiad ma wspaniały widok na las.

Zapraszamy na spacer po naszej nowej okolicy.








































A już w następnym odcinku, o tym jak warto mieć marzenia i co zrobić żeby się spełniały.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Rozwojowo! za rok zobczymy jak to Kangury do willi 6 pokojowej z basenem się wsprowadzają :)) CZego osobiście Sobie;) jako gościowi i Wam życzę.

Unknown pisze...

zaraz zaraz ...zastanawiam sie nad jednym ... czytam ten wpis po raz 3-ci i nie wiem dlaczego nie wyrazilem swojej opinii na ten temat ... hmmm
a wiec:
Kasi w bledzie jestes i to duzym.
Nie willi tylko posiadlosci, nie z basenem a z basenami itd ... a na koniec pragne dodac ze do SWOJEJ sie beda wprowadzac, czego NAM i Wam zycze :))