Wydawać by się mogło, że nasz pobyt w Nowej Zelandii był niesamowicie krótki, ale to złudzenie spowodowane brakiem weny bo opisania kolejnych dni i niesamowitych miejsc. Dziś korzystając z chwili wolnego ponowiłam nadrobić choć odrobinę i pokazać wam odrobinę więcej tego co zachwycało nas w tym cudownym miejscu.
Kolejną z wycieczek zaplanowanych przez nas wiele tygodni przed wyjazdem było odwiedzenie niesamowitych nowozelandzkich fiordów. Naszym pierwszym wyborem było Milord Sound , niestety dzień przed naszą wyprawą na jedyną drogę prowadzącą fiordów zeszła lawina, blokując dostęp do tego niesamowitego miejsca. Wiele nie myśląc zmieniliśmy odrobinę plan i postanowiliśmy zobaczyć drugie z tych magicznych miejsc, Doubtful Sound. Aby dotrzeć do tej cudownej krainy trzeba było wstać o świcie, przebyć jakieś 30 km autkiem, po czym wpakować się na statek, który przy promykach wstającego słońca przewiózł nas po przepięknym jeziorze Manapouri.
Niestety im dalej od brzegu tym słoneczko bardziej chowało się za chmurami, a dookoła jak okiem sięgnąć roztaczały się wiszące złowieszczo mgły.
Kiedy mgły podniosły się odrobinę naszym oczom ukazały się strzeliste pokryte śniegiem szczyty gór. Na niemalże każdym rogu tworzyły się malutkie wodospady.
Śmiało można powiedzieć że po naszej wizycie w Nowej Zelandii już pewnie niegdzie na świecie wodospady nie będą robiły na nas takiego wrażenia. Tu tworzą się one niemal z minuty na minutę kiedy tylko pogoda zmieni się w odrobinę bardziej deszczową.
Rejs po tym niesamowitym jeziorze przykrytym białą pierzynką trwał około godziny. Kolejny środek transportu to autobus. Ale zanim wsadzono nas w nowy środek transportu mieliśmy okazję poznać przedstawicieli tutejszej fauny. Przywitać z nami przyszły się 2 alpejskie papugi zwane Kea. Po krótkiej chwili z tymi uroczymi ptakami, które zupełnie nic sobie nie robiły z całej masy aparatów fotograficznych wymierzonych w ich celu, ruszyliśmy dalej. Droga biegła w wyjątkowo malowniczym terenie, tu i ówdzie ukazywały się kolejne wodospady, wypływające z okrytych czapą śniegu górskich szczytów. Jak przystało na nasze szczęście i tą wyjątkową krainę deszcz padał już na dobre:).
Po kolejnych 40 minutach byliśmy już na właściwej przystani, z której mięliśmy wypłynąć w naszą baśniową fiordową krainę.
Po wpłynięciu na fiordowe wody sceneria stała się zupełnie jak z filmu. Pamiętacie jeszcze ‘Władce pierścienia’ i sceny z krainy elfów, to właśnie tak czuliśmy się wpływając na te niesamowite wody. Wszystko otoczone lekką mgiełką, sprawiało wrażenie, że za chwilę wpłyniemy w jedną z tych wielkich gór wystających z wody.
Co prawda wiało i padało całą drogę, wiec z pewnością odwiedzimy fiordy raz jeszcze licząca na odrobinę lepszą pogodę. Mimo to wycieczka była niezapomniana trwała w sumie prawie 9 godzin ! i oczywiście mamy teraz całą masę cudownych zdjęć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Nowa Zelandia zawsze mi sie kojarzyła z krajem wiecznie zielonym i wiecznie ciepłym a tu prosze ...
Prześlij komentarz