Na początek, żeby unikną wielkomiejskiej Caloundry zatrzymaliśmy się w malutkiej miejscowości Wurtulla, gdzie przywitała nas śliczna plaża z malowniczą zalewową zatoką. Trochę się tu polenilismy, wygrzaliśmy ciałka na piaseczku, zebraliśmy garść maleńkich muszelek i dalej w drogę.
Kolejny przystanek to Noosa Heads.
Tu udaliśmy się na spacer niekonwencjonalnym szlakiem, biegnącym wzdłuż oceanu, gdzie skacząc ze skały na skale mogliśmy obserwować z bliska fale rozbijające się o brzeg. Zamiast tłoczyć się na szlaku widokowym, zjedliśmy lunch siedząc na jednej z pólek skalnych.
Po godzinie hasania po skałkach dotarliśmy do piaseczku i ukrytej w zatoce plaży, tam też weszliśmy z powrotem na wyznaczony szlak. Kilka kroków dalej przysiedliśmy na urwisku obserwując skaczące w oddali delfiny. Park w Noosa miał dla nas jeszcze inne ukryte wysoko w koronach drzew niespodzianki – kolejne wolne koale :)
Słoneczko powoli zachodziło, wiec czas było ruszyć w stronę domu - szlakiem „Wielkich Rzeczy”. Pierwsza wielką była Wielka Muszelka w Tewantin. Następnie Wielka Truskawka widziana tylko przelotem niestety ( zbliżający się wieczór spowodował zamkniecie truskawki – ale jeszcze tam wrócimy). Po czym na koniec Wielkich Rzeczy Wielkie 15 metrowy Ananas. Otoczony plantacją ananasów zwykłego rozmiaru. I tu żeby nie było wątpliwości ananasy nie rosną na palmach, moi drodzy one rosną na ziemi...zresztą zobaczcie sami.
Jeśli zaczęliście się zastanawiać o co mi chodzi z tymi Wielkimi Rzeczami już spieszę z odpowiedzią. Australijczycy maja chyba jakiś kompleks, albo po prostu lubią wszystko co duże. Idąc tym tropem postanowili postawić kilka rzeczy wielkich rozmiarów rozsianych po całym kraju, mało tego wydali nawet serie znaczków pocztowych przedstawiającą część olbrzymów. Tak wiec wielkie rzeczy spotkane na naszym szlaku to początek serii :)
W drodze powrotnej jeszcze tylko szybka wizyta w krzywym pubie Ettamogah i już było ciemno.
Słoneczne Wybrzeże (Sunshine Coast) podobało nam się bardzo, chyba nawet bardziej niż pełne turystów, ogromnie wysokie Słoneczne Wybrzeże (Gold Coast) wiec na pewno jeszcze nie raz wybierzemy się w tamtym kierunku.
2 komentarze:
a wiec ...
tytulem wstepu sprawa ma sie niezle... mam urlop, za ktory mi oczywiscie nie placa :( wiec robie wszystko zeby cos zarobic. Wkoncu mam te pare dni dla siebie...oczywiscie pod koniec urlopu. Stad tez moje zaniedbanie wystawiania komentarzy na blogu.
a co do samych wpisow ...
Coz z jednej strony ZAJEBISCIE jest wziac slub pod palma, na plazy czy w jakims fajnym miejscu. To ze sie nie bawia i nie robia wesela z prawdziwego zdarzenia wcale mnie nie boli, po takim "uroczystym" obiadzie :) zawsze mozna miec wynajeta jakas sale lub poprostu pojsc z ziomami na bro czy tez zrobic imprezke w domu ... pamietacie jak to wyglada w PL ?? heheheeee zawsze mozna cos wymyslic.
No coz niechce mi sie juz pisac jak bardzo wam zazdroszcze tych miejsc, widokow, klimatu, zwierzatek itd ... niestety musze to powiedziec jeszcze raz: "bardzo wam zazdroszcze tych miejsc, widokow, klimatu, zwierzatek itd" :))
Mam nadzieje ze tez bedzie nam dane tak poprostu podrozowac ... w tym roku to juz pozamiatane, a w przyszlym, nasze upragnione "M" wiec troszke sie wstrzymamy. ale napewno NADROBIMY :))
tesknimy za wami, za tym wszystkim co robilismy jak byliscie ... ale jezeli jest wam tam dobrze to znaczy tylko jedno. Jedziemy do Was!! :))
pozdro z polski.
bukosie
Ja tam mam Swoją teorie na temat tych wielki rzeczy ale nie powiem bo to nie cenzuralne :))
Prześlij komentarz