niedziela, 23 sierpnia 2009

Niesamowite jeziora Nowej Zelandii.

Kolejny dzień naszej podróży wiódł nas przez bajeczne tereny. Na horyzoncie rysowały się ośnieżone szczyty południowych nowozelandzkich Alp. Dookoła rozpościerały się łąki z niepoliczalną liczbą pasących się leniwie owiec. W tę niesamowitą scenerię tu i ówdzie, wciśnięte niejako, skrzyły się prześliczne turkusowe jeziora.





















































Pierwszym napotkanym przez nas było jedno z 3 największych tym regionie , zajmując powierzchnie 83 km3 , było jezioro Tekapo.
Na brzegu tego cudownego jeziora stoi przeuroczy kościółek. Zbudowany w 1872 roku, jest jednym z najstarszych kościółków w tym rejonie. Kamienne ściany otaczającą skromny ołtarz, za którym rozpościera się olbrzymie okno z widokiem na jezioro i góry. To jedne z tych kościołów, w którym aż chciało by się, nawet po raz kolejny, brać ślub:)
Przepiękna sceneria aż kusiła do pstrykania całej masy zdjęć, jednak nie długo udało się nam wytrzymać na zewnątrz, przeraźliwie zimny wiatr przegonił nas do autka.




























































































Jezioro Tekapo było pierwszym, ale nie ostatnim tego dnia, kolejne czekało na nas raptem kilka km dalej. Pogoda postanowiła się odrobinę zmienić i burzowe chmury, które spotkaliśmy nad jeziorem Pukaki, nadały zdjęciom z tego miejsca zupełnie magiczny wymiar.

























Oba jeziora swój niesamowity kolor zawdzięczają lodowcowi, który przechodząc pozostawił na dnie tych jezior całą masę drobnych kamieni, a przepływająca woda nadaje im ten nierealny szafirowy kolor.
Okoliczne jeziora i połączone z nimi rzeki można by podziwiać zdecydowanie dłużej niż nasze krótkie przystanki, dlatego wspięliśmy się do górującemu nad nimi obserwatorium, gdzie zapierające w piersiach widoki były wręcz nierealne.
Ten post będzie chyba taki głównie zdjęciowy, bo co tu pisać, kiedy dookoła takie widoki.

































Wieczorową porą dotarliśmy do miejsca naszego noclegu, miejscowość, Omarama, która jest jako jedno z tych maleńkich miasteczek, których nawet nie pamięta się pod koniec podróży.
Jednak nasza nieustająca potrzeba oglądania coraz to nowych atrakcji pozwoliła nam odkryć niesamowite miejsce. Tuż obok naszego hotelu, można było zażyć kąpieli w beczce pełnej gorącej wody spływającej z lodowca.



















Tak więc wieczorową porą, bardzo romantycznie, siedząc w drewnianej beczce, mocząc ciało w najczystszej wodzie, pod rozgwieżdżonym niebem i przy blasku księżyca, oglądaliśmy zaśnieżone szczyty gór odbijające się w cudnych wodach jeziora Aviemore. I jak tu się nie zakochać w tym kraju :)

1 komentarz:

Unknown pisze...

oj chyba juz zapomnieliście jak to jest nosic czapke :)