środa, 3 października 2007

Na wsi....

Dość często odnosimy wrażenie, że nasze nowe miasto Brisbane ma klimat małomiasteczkowy. Był to jeden z naszych celów kiedy tu przylatywaliśmy i kiedy mięliśmy wybierać gdzie chcemy zamieszkać. A że oboje mamy już trochę dość metropolii, wybór był prosty, padło na Brisbane. I chyba od pierwszego dnia tutaj to miasto nas zachwyca. Ma niesamowitą rzekę, która wije się niczym wąż przez całe miasto i czasem przyprawia mnie o zawrót głowy kiedy próbuje ustalić położenie poszczególnych miejsc względem brzegu:) Oczywiście Brisbane ma swój niesamowity klimat, mówię tu o pogodzie, tak naprawdę mogę spokojnie napisać, że to miejsce przejawia wiele odmian wiosny i lata, bo mimo iż zimę mamy już za sobą to ja jakoś nie zdążyłam poczuć tej pory roku jako zimy. Pogoda była kolejnym punktem decyzyjnym w wyborze miasta „do życia” w Australii.

Wybraliśmy. Przylecieliśmy i każdego dnia podoba nam się bardziej.

Ostatnio jednak nasze ulubione Brisbane zmienia się coraz bardziej w wiejskie miasteczko, jeśli takie określenie w ogóle istnieje , jeśli nie to właśnie je tworze:)




Zaczęło się chyba o niesfornego indyka. Indyk postanowił zamieszkać na naszym malutkim osiedlu, zamieszkać i rozrabiać. Rozkopywał wszelkie możliwe miejsca w poszukiwaniu przysmaków, i dzięki niemu często nasze wąskie chodniczki wyglądały jak po przejściu tornada. Indyk już się od nas wyprowadził, choć z relacji sąsiadów wnioskujemy, że przeniósł się tylko kilka domów dalej:)

Ostatnio jadąc na targ, który oddalony jest od nas tylko jakieś 10 km, i jest to ciągle obszar miasta, przy drodze spotkaliśmy spokojnie pasące się stada owiec i krówek.

Teraz coraz bardziej dochodzę do wniosku, że już nic mnie nie zdziwi i sama zaczynam rozpatrywać zakup kozy-kosiarki do mojego przydomowego ogródka.


„Gwoździem” do określenia Brisbane ‘wiejskim miasteczkiem’ stały się chyba kury. Przemierzając drogę do City Cata natknęłam się na spokojnie spacerujące kury. Takie zupełnie zwyczajne, które grzebią pazurkiem w ziemi w poszukiwaniu jedzenia, które gdaczą i znoszą jajka w zaroślach. Tu już moje zdziwienie było spore, w końcu kury rzadko żyją w mieście. Okazało się jednak że to nie koniec niespodzianek bo kilka kroków od kur pasła się dzika świnia !!! co prawda taka zupełnie niewielka, a w zasadzie była to tylko dzika świnka morska, ale zawsze.






O tym że często czujemy się jakbyśmy mieszkali w zoo nie musze chyba wspominać. Codziennie od świtu do zmierzchu, a ostatnio nawet nocy, mamy cała gamę różnych dźwięków dochodzących z za okna, od rozkrzyczanych papug, przez bijące się oposy, smokające gekony, po coś co wydaje dźwięki podobne do polskiej kukułki z tym że robi to po ciemku?? Kiedy tylko odkryje co to za stworzenie na pewno doniosę. Na każdym kroku natykamy się na jakieś formy życia, od scynka (czyli jaszczurki z niebieskim językiem) który zamieszkał na trochę w naszym ogródku, przez smoki wodne zamieszkujące nadbrzeża rzeki, po papugi pasące się na boisku obok nas.



























I tak żyjemy sobie w tym wesołym zoo, każdego dnia otaczający nas świat przynosi nam nowe niespodzianki. Lukas uznał nawet ostatnio wsłuchując się w kolejne dziwne odgłosy że brakuje już chyba tylko ryczącego lwa i słonia do kompletu:)




I tak już na koniec konkurs-quiz dla czytelników: znajdź papugi.

I jeszcze jeden: ile smoków widzisz ?

4 komentarze:

Unknown pisze...

Ja tam papug to widze całą masę a smoka jednego, zgadłam?:)
A i Luk nie mów hop, nie kracz tak w temacie zoologicznych sąsiadów bo lada chwila jak Cię obudzi w nocy pukanie do drzwi a to WielbłądzicaKasia :)

Moniś pisze...

zgaduj dalej Kasik :)

Unknown pisze...

no dobra smoki są zdecydowanie dwa!! :) Ale jak wezme jeszcze pare tabletek i popije kieliszkiem wina to moze nawet zobacze tego różowego słonia na drzewie :)

Moniś pisze...

czas na rozwiązanie zagadki-konkursu-quizu:)
- na każdym ze zdjęc znajduje sie tylko 1 papuga, jak sa problemy chetnie prześle zdjecia z obrysem obiektu
- a smoki są oczywiście 2
:)