czwartek, 25 października 2007

W poszukiwaniu wodospadu

Jak wszem i wobec wiadomo nie bardzo lubimy siedzieć w domu i staramy się wykorzystać każdą okazję to spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu.

Weekend jest oczywiście znakomitą okazją do tego typu aktywności.

W Brisbane jest pewnie kilka takich miejsc ( spokojnie - już tłumacze jakich – takich) ale jedno z nich ( o innych w sumie nie wiem, ale pewnie jakieś drapacze chmur się kwalifikują) z których to miejsc rozpościera się widok na panoramę miasta. Inne miasta budują w tym celu specjalnie wysokie wieżowce, które nie jednokrotnie przy okazji zasłaniają sobą inny widok, lub ewentualnie słonce, w Brisbane takim miejscem jest naturalne wzniesienie terenu znane Mount Coot-tha położone na wysokości 244 m n.p.m.. A że przy okazji mieszkamy od owego wzniesienia przysłowiowy rzut beretem postanowiliśmy, dając kolejną szansę prowadzenia auta „młodemu” kierowcy, udać się właśnie tam na przechadzkę.

Sama nazwa miejsca Coot-tha lub/i Kuta - pochodzi o Aborygńskiej nazwy terenu oznaczającej „miód” lub/i „miejsce dzikiego miodu” – smacznie prawda.


Poza panoramą, którą można podziwiać z miodowego pagórka, znajduje się tam również planetarium, niesamowity ogród botaniczny a dookoła wszystko otoczone jest niesamowitym lasem, który kryje w sobie wiele niespodzianek. Właśnie owe leśne tereny udaliśmy się eksplorować.












Podążyliśmy szlakiem wodospadów.





Simpson Fall, bo tak zwał się nasz pierwszy poszukiwany, niebywale nas zaskoczył. Czym mianowicie ?



Brakiem swojej osoby. Po wodospadzie zostały tylko skałki, i niewielka kałuża.

Widać nasza susza dała się we znaki przyrodzie. Ale niezarażeni brakiem wodospadu, zrobiliśmy sobie na jego tle sesje zdjęciową. Po czym ruszyliśmy szlakiem na spacer leśną ścieżką.







Las, którym spacerowaliśmy był wyjątkowo urokliwy, wraz ze swoimi rozstajami dróg, i dziurawymi drzewami.















Zaczailiśmy się też na bezkrwawe polowanie na mieszkającego tam motyla - to naprawdę nie my wyżarliśmy mu skrzydełko!










Wracaliśmy do domu z myślą, że koniecznie trzeba poznać pozostałe szlaki Mt Coot-tha i koniecznie potrzebujemy miejsca gdzie jest troszkę więcej wody, niekoniecznie tej spływającej z naszych pleców:).

Dlatego w kolejnym odcinku – popołudnie nad oceanem.



ps. niektóre z zamieszczonych zdjęć mogą wydać sie dość zaskakujące z uwagi na kompozycje, wszytko tłumaczy będący w użyciu pilot do aparatu z funkcją zoom :)


2 komentarze:

Unknown pisze...

to nie pilot do aparatu. Ja wiem co to jest!! Lucas trzyma wlacznik i wylacznik wody!! napewno ma taka moc jak rycerze JEDI itd :)))
Czytajac te posty i ogladajac zdjecia faktycznie sie zastanawiam, kiedy przykeci Han Solo z ekipa ... normalnie jakby inna planeta!!

Poraz kolejny pytam:
Kiedy ruszamy z "Przewodnikiem Kangura"?? makieta w zasadzie gotowa :))

bukol.

Unknown pisze...

Nie wiem czy to wina wypitych juz używek czy rzeczywiscie owego magicznego pilota ale bardzo mi sie podobaja "pozowane" przez Was zdjęcia. Są takie "artystyczne" do kompletu z "sąsiadami". Takie inne :))

Hej rycerze Jedi oby tak dalej!! A Han Solo nie przyleci bo jest w trakcie Wojny sitków i rondli:)