Wyjeżdżając z Polski prawie 2 lata temu zostawialiśmy wiele ważnych dla nas osób, poza
oczywiście naszymi rodzinami i przyjaciółmi przyszło nam się również pożegnać z naszym czworonogiem. Przenosiny kota na drugi koniec świata były by dla naszego futrzaka zbyt dużą przygodą i tym samym nasz tygrys trafił w najlepsze z możliwych rąk – raz jeszcze dziękujemy Kasi za przygarnięcie naszego zezulca :)
I mniej więcej od tego momentu zaczęły się między nami dyskusje na temat nowej futrzanej kulki.
Niestety nie łatwo było znaleźć miejsce w którym możemy zamieszkać z kotem i tym samym myśl o nowym kociaku wydawała się nam dość odległa.
Aż któregoś dnia zupełnie niespodziewanie na moje powtarzające się pytanie „ weźmiemy sobie kiciusia?” Lukas odpowiedział „ok, czemu nie”. I tak właśnie zaczęła się historia naszego nowego członka rodziny.
Wybieraliśmy , wymyślaliśmy i od podjęcia decyzji do momentu przyjazdu naszego czworonoga musiało minąć aż 5 tygodni, nie powiem dłużyło się strasznie.
W miedzy czasie Lukas zdołał odwiedzić naszego podopiecznego, kiedy ten był w wieku 5 tygodni i jeszcze wesoło harcował z mamą i rodzeństwem. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia tej małej szarej kulki jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać. Pięć tygodni później nasz młody Rufus przyleciał w raz z Lukasem z Syndey. Złożyło się tak że Rufus skończył swoje 10 tygodni i mógł podróżować samolotem w bardzo odpowiednim czasie, bo dzięki temu stał się jednocześnie prezentem urodzinowym dla Lukasa.:)
Wow ! On ciągle był maleńki ! Albo ja nie pamiętam już jak wyglądał nasz Tygrys w jego wieku albo on naprawdę był maleńki, w końcu był najmniejszy z całego rodzeństwa. Kiedy po raz pierwszy jeszcze w samochodzie pogłaskałam go po jego maleńkiej główce rozległo się głośnie mruczenie – jak tu go nie kochać!
Taka mała kluska już po chwili wariowała po całym domu, błyskawicznie opanował miejsca kuwety, misek , zabawek. To plus zupełnie psie zachowanie nasz nowy kot podążał i podąża do dziś za nami wszędzie, wszędzie sumie gdzie się nie ruszymy jest i on. Ta futrzana maskotka która spokojnie mieściła się na dłoni biegała po schodach w dół i górę z prędkością światła, czasem myląc odrobinę schodki – co wyglądało nawet bardziej komicznie.
Dziś mijają 3 tygodnie o kiedy mamy nowego członka rodziny i już zupełnie nie wyobrażamy sobie życia bez niego. Zupełnie nam nie przeszkadzają pobudki o 5 rano, kiedy to nasza puma ma największą ochotę na zabawę, a skoro ptaki już wstały to on w sumie też!
Teraz co jakiś czas odbywają się u nas „biegi konia” – każdy właściciel kota wie pewnie o czym mówię, to takie zupełnie bezcelowe bardzo szybkie przemieszczanie się po domu. W przerwach jest też konkurs skoków wzwyż i dal oraz ulubiona ostatnio zabawa z użyciem wielkanocnego kurczaka :)
Mniej więcej raz na dwa dni zjawia się ktoś z naszych znajomych, żeby pobawić się z naszym małym kotkiem. Stał się absolutną gwiazdą wśród znajomych za sprawą widowiskowych sald i skoków, a może bardziej za sprawą wtulania się w rękaw i mruczenia w przerwach.
Mamy z nim i z niego wiele radości ,łapiemy teraz każda chwile z jego dzieciństwa i pstrykamy mu zdjęcia jak szaleni, bo tak naprawdę to ciągle tylko mały Rufik , który musi jeszcze sporo urosnąć żeby stać sie Rufusem.