Mimo iż miejsce to zostało doskonale rozleklamowane we wszystkich naszych przewodnikach, po dotarciu tam i krótkim spacerze nic nas nie zachwyciło. Zdaje sie nawet że na zdjęciach to miejsce preznetuje sie znacznie lepiej niz w rzeczywistości.
Jednogłośnie zdecydowaliśmy, że jedziemy na najbliższa plaże. A ta właśnie plaża znajdowała się na maleńkiej wysepce o łamiącej język nazwie Coochiemudlo. Zapewne dlatego też wszyscy mówią na nią po prostu Cochie.
Aby dostać się na wyspę trzeba dotrzeć do Vicotria Piont ( to również było jedno z pierwszych miejsc tutaj dokąd kiedyś zostaliśmy zabrani) a następnie promem przepłynąć zatokę. Taki tez malutki parostatek zabrał nas na drugi brzeg.
Wyspa jest maleńka i można na niej spokojnie mieć wrażenie że jest się ostatnim człowiekiem na ziemi. Swoim odwiedzającym i nielicznym mieszkańcom, zapewnia fantastyczne plaże, pełne muszli i małych krabików, niesamowitą czerwoną ziemię, która momentami zmienia się w czerwone klify.
Można by tak spacerować bez końca. Leniwą sobotę zakończył jeszcze niesamowity zachód słońca złapany już na Victoria Point tuz przed powrotem do Brisbane.
2 komentarze:
kolejna wycieczka, i kolejne zajebiste miejsca, fotki itd ...
Ja mam TYLKO jedno pytanie:
Dlaczego kur.... WY chodzicie w klapkach i sie pocicie w pelnym sloncu, a ja musze zakladac dwa swetry i kurtke?? i nadal nie jest cieplo.
tak, tak... znam odpowiedz...dzieki!!
:))
Ależ zapraszamy, słoneczka wystarczy dla nas wszytkich:)
Prześlij komentarz