sobota, 10 stycznia 2009

Wyprawa. A wszytko zaczeło się w Melbourne...

Tym razem milczenie na blogu spowodowane było tygodniową wyprawą, którą to zorganizowaliśmy sobie w ramach naszej drugiej rocznicy ślubu.

Celem wyprawy jednogłośnie została wybrana Tasmania. Maleńka wysepka leżąca na południu od kontynentalnej Australii, a zarazem kolejny jej stan. Miejsce, o którym nasłuchaliśmy się wiele od naszych zachwyconych znajomych i które zawsze chcieliśmy odwiedzić.











Z pełną głową pomysłów na najbliższe dni w sobotni poranek, choć wypadałoby powiedzieć noc, bo była godzina 3.50 jechaliśmy już na lotnisko. Z uwagi na wielkość lotniska w Hobart, stolicy stanu Tasmania, jest tylko jeden bezpośredni lot z Brisbane, dzięki czemu przyszło nam trochę zboczyć z docelowego planu i spędzić jeden dzień w Melbourne.



A jak Melbourne to oczywiście Zoo :)

Pewnie nie szczególnie zdziwi Was ta informacja, ale odwiedzamy wszelkie możliwe zoo, które przytrafią się nam na szlakach naszych podróży. Ale od początku.

W Melbourne wylądowaliśmy ok. 9 rano i pierwszym, co nas uderzyło była pogoda, ja wiem, że to 9 rano to ciągle poranek ale… było przeraźliwie zimno! Dodam tylko że tu u nas jest środek lata, a ja po wyjściu z lotniska miałam ochotę udać się do sklepu z pamiątkami po szalik i czapkę ! Tak sobie po cichu myślałam o tych wszystkich Polakach, którzy za miejsce zamieszkania w Australii wybrali Melbourne, a wiem, że jest ich sporo, czy oni nie mają dość takiej pogody?! Mimo wszelkich uroków, które roztacza to miasto, począwszy od maleńkich kawiarenek na każdym rogu ulicy przez słynne w całej Australii tramwaje, pogoda jest tu zupełnie nieprzewidywalna. Po raz kolejny przyszło mi się cieszyć w duchu, że my mieszkamy w zdecydowanie cieplejszym miejscu.

Po tym jak przemarzałam na lotnisku zdecydowałam się zabrać całą masę ubrań na nasz spacer po mieście i wizytę w zoo. No i jak to w Melbourne na przemian zakładałam je wszystkie żeby za chwile zdejmować, jest to chyba jedyne mi znane miejsce na ziemi, w którym tak szybko i często zmienia się aura.








Kiedy już dotarliśmy do city postanowiliśmy skorzystać z okazji i do zoo dotrzeć tramwajem. W końcu już bardzo dawno nie jeździliśmy żadnym. Wycieczka tramwajem była niezwykle urocza, do tego stopnia że prawie przegapiliśmy nasz przystanek !

Droga z przystanku do zoo wiedzie przez park, z którego roztaczała niesamowita się panorama centrum Melbourne. Chwilę później byliśmy już zoo, okazało się że pracownicy innych zoo mają tu wstęp za darmo :) taką też miłą niespodzianką zaczęliśmy nasz ponad 3 godzinny spacer. Tutejsze zoo jest wyjątkowo duże, a zwierzęta wydają się być szczęśliwe, jedno co nas zdziwiło to fakt, że w ciągu tych wielu godzin spacerowania nie udało się nam spotkać nikogo z obsługi, no cóż może tutejsi opiekunowie zwierząt mają jakieś tajemne przejścia :)









A poniżej skrócona foto relacja z naszej wizyty w zoo.






Po tym dość długim spacerze odrobinę zgłodnieliśmy, postanowiliśmy udać się na nadbrzeża rzeki Yarra na kolacje.




Jeszcze tylko krótka sesja zdjęciowa i czas na powrót do hotelu, następnego poranka mieliśmy wylądować u celu naszej podróży, na maleńkim lotnisku w Hobart.







Brak komentarzy: