niedziela, 30 grudnia 2007

Boxing Day

Ostatni dzień świąt i ostatni dzień naszego piknikowania. I w końcu udało nam się wstać o świcie i zobaczyć wschodzące nad oceanem słońce. Wschody słońca mają w sobie coś magicznego, coś co potrafi napełnić energią , coś tajemniczego. Oto nasz wschód słońca.


Potem jeszcze krótka drzemka i czas zbierać manatki i w drogę. Po drodze jeszcze kilka atrakcji, w wśród nich odwiedziny w wyjątkowym miasteczku. Nimbin bo o nim mowa to miasteczko które wygląda jak żywcem wycięte z lat 60, Hipisi są wszechobecni no i wszędzie dookoła roznosi się też charakterystyczny zapach zioła…





W tym opanowanym przez gandzie mieście czas płynie leniwie, i nawet padający deszcz nie jest wstanie popsuć tej sielanki.


Po wysączeniu kawki w strugach deszczu udaliśmy się na poszukiwanie wodospadu.


















Jeszcze tylko ostatni przystanek na 45 minutowy spacer zakończony wspaniałym wodospadem i czas zmykać do domu.





























































Ps. Tak po króce czemu Boxing Day bo tak tu nazwya się drugi dzień Świąt, kiedy to wszytkie sklepy otwierają swoje drzwi i zaczynaja się wielkie wyprzedaze, tak wielkie ze ludzie stoja w kolejkach już w nocy, albo bardzo wczesnym rankiem a, po otwrciu drzwi zaczyna się box… czyli walka kto pierwszy ten lepszy :)

sobota, 29 grudnia 2007

Boże Narodzenie

Budzik zadzwonił o 4 rano, próbowaliśmy w ten wyjątkowy dzień wstać o świecie i zobaczyć wschód słońca, nie udało się niestety tym razem, sen okazał się silniejszy:)

Kolejna próba już jutro.




Oczywiście mięliśmy w planach kolejny leniwy dzień nad wodą.
Tym razem udaliśmy się na północ od naszej Balliny, do miejscowości Lennox Head. Pogoda dopisywała, świeciło śliczne słońce, dlatego też mądrzejsi o wczorajsze doświadczenia postanowiliśmy zakryć szczelnie nasze ciała, na tyle szczelnie oczywiście na ile pozwoliła nam temperatura. Mi przyszło udawać arabkę, a to tylko dlatego że zupełnie zapomniałam kapelusza z Brisbane.


Wdrapaliśmy się na przepięknej urody urwisko skąd roztaczał się niesamowity widok na bezkresny ocean, a że dzień był piękny udało się nam nawet dostrzec latarnia morską na półwyspie Byrona.



Potem już tylko spacer po plaży, wsłuchiwanie się w szum oceanu i podpatrywanie technik suferów. Zupełnie przypadkiem odkryliśmy tez jezioro, które znajdowało się 2 kroki od plaży, kiedy tylko przekroczyło się drogę. Jezioro o tyle specyficzne i australijskie, że podłoże zabarwiło w nim wodę na czerwono. Gdyby nie chmary kąpiących się w tej ciepłej czerwonej zupie ludzi, chyba nie odważylibyśmy się tam wejść.









Po kilku godzinnym przebywaniu na słońcu przyszedł czas na lenistwo nad basenem, gdzie woda przynajmniej nie jest słona. I tak leniwie upłynął nam dzień do wieczora.















Jeszcze tylko spacer na plaże. W przepięknych barwach zachodzącego słońca, niestety nie zachodzącego w oceanie, spacerowaliśmy po szerokiej i pustej plaży.





























Piękne i wyjątkowo bliskie przyrodzie było to nasze Boże Narodzenie.




























piątek, 28 grudnia 2007

Wigilia.

Wigilijny poranek rozpoczęliśmy od spacerku na plaże. Wąska ścieżka doprowadziła nas do zupełnie pustek plaży. Można by tak nią spacerować niemalże bez końca. Naszym punktem odniesienia stała się wyrzucona przez ocean gałąź, która idealnie współgrała ze ścieżką wiodącą do naszego campingu. Plaża wydała nam się niezmiernie wąska co trochę nas zdziwiło ale następnego wieczoru przekonaliśmy się że to tylko wpływ przypływów i odpływów oceanu.














Tym samym plaża zyskała niezmiernie.
















Po porannej sesji wybraliśmy się do położonej niedaleko miejscowości Evans Head.

Na początek zadziwił nas kolor mijanej rzeki, rzeka Evans była szafirowa a gdzie niegdzie pływały dumnie olbrzymie pelikany. Widok niczym z tandetnej widokówki, nie do uwierzenia prawie jeśli nie ma się go przed oczami. Niedługa chwilę później po wdrapaniu się na punkt widokowy, zupełnie niespodziewanie wypatrzyliśmy kolejne rodziny delfinów wesoło skaczące przez fale. I tak właśnie po raz pierwszy spaliliśmy nasze noski, zapatrzeni w obiektywy aparatów zupełnie zapomnieliśmy że warto posmarować noski kremem zanim wystawi się je na australijskie słoneczko.

Po pół godzinie postanowiliśmy naprawić nasz błąd tym samym zmieniając miejsce odrobinkę. Usadziliśmy się na grobli, z jednej strony mając ocean a z drugiej niesamowitą rzekę i z tego punktu udało nam się zrobić kilka zdjęć skaczących płetw.

Przyszedł czas na powrót na cmaping i przygotowanie wigilijnej kolacji.

Nasza przygotowanie jak i sama kolacja stały się pewnym rodzajem atrakcji dla camingowych sąsiadów. Hitem stał się chyba barszcz czerwony, który z uwagi na ułatwienie transportu zawierał uszka już w wewnątrz, miny Aussików na widok czerwonej zupy z czymś cos wyglądało jak krewetki w środku oddawały ich niesamowite zdziwnie.

Potem było już zupełnie zwyczajnie, jak u każdego z Was podczas wigilijnej kolacji. Z tą różnicą że nasza wigilijna kolacja była w odmianie bardziej campingowej.

czwartek, 27 grudnia 2007

Przedświąteczna niedziela

Niedzielny poranek obudził nas chłodnym jak na lato wiatrem i zachmurzonym niebem. Ale jak na dzień planowany głównie na poznawanie okolicy pogoda była wymarzona. Udaliśmy się do Balliny Właściwej jak już od tej pory zaczęliśmy na mówić na północną część miasta, ze sklepikami, restauracjami, i oczywiście Wielką Krewetką. Odwiedziliśmy kilka punktów widokowych na jednym z nich zabawiliśmy chwilę dłużej po tym jak udało nam się wypatrzyć pierwsze skaczące w oddali delfiny. Próby robienia im zdjęć niestety nie powiodły się tym razem, ale przynajmniej nacieszyliśmy nasze oczy.









Kolejnym punktem zwiedzania okolicy wyznaczonym na ten dzień był Czwartkowa Plantacja drzewek herbacianych , a konkretnej olejku z owych drzewem i wszelkich wyrobów które można wyprodukować z olejku herbacianego.









W wielkim ogrodzie tuż obok plantacji rozstawiona była przedziwna wystawa, część z eksponatów prezentujemy poniżej.

































Nie zabawiliśmy tam zbyt długo, pogryzieni przez owady

ucięliśmy na naszą część Balliny, ciągle bardziej przemawia do nas obserwowanie natury niż nawet najbardziej wymyślnych dzieł stworzonych ręką ludzką.









Dlatego też dzień zakończyliśmy przesiadując na grobli łączącej rzekę z oceanem obserwując otaczającą nas przyrodę.