piątek, 28 grudnia 2007

Wigilia.

Wigilijny poranek rozpoczęliśmy od spacerku na plaże. Wąska ścieżka doprowadziła nas do zupełnie pustek plaży. Można by tak nią spacerować niemalże bez końca. Naszym punktem odniesienia stała się wyrzucona przez ocean gałąź, która idealnie współgrała ze ścieżką wiodącą do naszego campingu. Plaża wydała nam się niezmiernie wąska co trochę nas zdziwiło ale następnego wieczoru przekonaliśmy się że to tylko wpływ przypływów i odpływów oceanu.














Tym samym plaża zyskała niezmiernie.
















Po porannej sesji wybraliśmy się do położonej niedaleko miejscowości Evans Head.

Na początek zadziwił nas kolor mijanej rzeki, rzeka Evans była szafirowa a gdzie niegdzie pływały dumnie olbrzymie pelikany. Widok niczym z tandetnej widokówki, nie do uwierzenia prawie jeśli nie ma się go przed oczami. Niedługa chwilę później po wdrapaniu się na punkt widokowy, zupełnie niespodziewanie wypatrzyliśmy kolejne rodziny delfinów wesoło skaczące przez fale. I tak właśnie po raz pierwszy spaliliśmy nasze noski, zapatrzeni w obiektywy aparatów zupełnie zapomnieliśmy że warto posmarować noski kremem zanim wystawi się je na australijskie słoneczko.

Po pół godzinie postanowiliśmy naprawić nasz błąd tym samym zmieniając miejsce odrobinkę. Usadziliśmy się na grobli, z jednej strony mając ocean a z drugiej niesamowitą rzekę i z tego punktu udało nam się zrobić kilka zdjęć skaczących płetw.

Przyszedł czas na powrót na cmaping i przygotowanie wigilijnej kolacji.

Nasza przygotowanie jak i sama kolacja stały się pewnym rodzajem atrakcji dla camingowych sąsiadów. Hitem stał się chyba barszcz czerwony, który z uwagi na ułatwienie transportu zawierał uszka już w wewnątrz, miny Aussików na widok czerwonej zupy z czymś cos wyglądało jak krewetki w środku oddawały ich niesamowite zdziwnie.

Potem było już zupełnie zwyczajnie, jak u każdego z Was podczas wigilijnej kolacji. Z tą różnicą że nasza wigilijna kolacja była w odmianie bardziej campingowej.

Brak komentarzy: