poniedziałek, 21 maja 2007

Rowery

Podjęliśmy kolejne decyzje. Postanowiliśmy kupić rowery. I tak w ciągu weekendu udało nam się trochę obić zadki ;)

Ale od początku. Posiadanie roweru w Australii a w naszym mieście w szczególności. W Brisbane jest ponad 500 km ścieżek rowerowych, co daje możliwość bezpiecznego poruszania się po mieście. Brisbane City Council wydaje specjalne mapy ścieżek rowerowych. Prawie całe nadbrzeże jest usłane ścieżkami, są 2 mosty które są tylko dla pieszych i rowerzystów, jest wiele ścieżek na wybrzeżu – nic tylko wsiąść na rower i pedałować. Posiadanie roweru to jeszcze nie wszystko żeby móc wyjechać na drogę, każdy rowerzysta w Queensland musi posiadać kask ! I nie jest to martwy przepis jak wiele u nas, tu każdy rowerzysta ma kask i nie gdzieś tam przypięty – tylko na głowie. Dla Aussie to już normalne bo wprowadzono u nich ten przepis 20 lat temu, dla nas na razie droga przez mękę. Ciężko się przyzwyczaić do kasku na głowie, ale nie posiadanie jego grozi mandatem i 3 punktami karanymi!

My dorwaliśmy się do naszych rowerów i w drogę. Nie muszę dodawać że dość dawno nie siedzieliśmy na rowerowym siodełku... tak wiec nie mierząc sił na zamiary wybraliśmy się na wycieczkę. Jak już kiedyś wspominałam w Brisbane nie przyszło nikomu do głowy wyrównywać terenu, wszędzie są górki i dołki – jakoś mniej dostrzegalne kiedy się używa własnych nóg do przemieszczania – na rowerach dały się nam we znaki ! Nasza wycieczka wyglądała miejscami tak jakbyśmy się wybrali rowerami w góry, albo na Polskie mazury gdzie teren też lubi być pagórkowaty... Zwiedzając miasto rowerem udało nam się dotrzeć do kilku ciekawych miejsc, przejeżdżaliśmy wzdłuż pola golfowego, załapaliśmy się na grecki festiwal w City, wielkiego jaszura na poboczu, zachód słońca nad jeziorkiem..

Pierwszego dnia nasze wojaże zakończyliśmy z piwkiem VB w dłoni nad jednym z cudownych jezior na terenie Uniwersytetu , pół rzutu beretem do domu.

Następnego dnia wstaliśmy już nie tak rześcy ale z planem spędzenia czasu na rowerze. Dosiedliśmy naszych rumaków i... auuu....w drogę. Plan był dość ambitny ale na szczęście odstąpiliśmy od niego. Na początek w celu sprawdzenia stanu naszych pośladków wybraliśmy się na basen. Już w drodze na UQ (Uniwersytet Queensland) zobaczyliśmy ogłoszenia o wystawie RSPCA. Pojechaliśmy sprawdzić co się tam dzieje, a tam wielki piknik z tysiącem psów. Stoiskami RSPCA (The Royal Sociaty for the Prevention of Crulty to Animals ), konkursami dla psów – np. Na najdłuższe machanie ogonem :) , najlepsze przebranie. Tylu różnych psów w jednym miejscu dawno nie widziałam. Małe, duże, kudłate i gładkie, rosowe i kundle a do tego wszystkie grzeczne, śpiące u stóp właścicieli – po prostu sielanka.

Udało nam się w końcu dotrzeć na basen. Tu na lekcji nurkowania spędziliśmy kolejne 1,5 godziny – chyba idzie mi coraz lepiej – tak przynajmniej mówi Lukas – Wielka Rafo jestem coraz bliżej :)

Po basenie dalej w drogę. Tym razem udało nam się przejazdem być na pikniku w najbliższym nas parku – tak na prawdę piknik był tylko przy okazji protestu – na który nas również zaproszono – protestu przeciwko firmie Telstra ( coś jak nasza Telekomunikacja) która to chce postawić w okolicy nadajnik. Dalej już tylko kilka górek do pokonania, potem klika zjazdów z górki na pazurki i mkniemy kilku kilometrową promenadą wzdłuż rzeki. Dotarliśmy do sklepu roweru tuż przed jego zamknięciem – przyszedł czas nabyć światełka rowerowe ! Dalej na rower. Czas na piknik, na trawce z widokiem na rzekę podjadając Fish and Chips ( w skrócie ryba z frytkami) popijając wino z aluminium ( znaczy wino piliśmy z kubeczków, w aluminiowych butelkach je sprzedają) oddawaliśmy się relaksowi. Przed nami już tylko droga powrotna. A że wnikliwa analiza mapy pomogła nam ustalić szybką i prostą drogę do domu, postanowiliśmy wrócić tą nową drogą. Szkoda że przed wyjazdem nie doczytaliśmy że część trasy jest zamknięta ... i tak ciemną nocą ( szczęście że posiadając światełka) szukaliśmy drogi do domu. Jak widać dotarliśmy. Jednak chyba dawno nie byliśmy tak zmęczeni.

Super sprawa taki rower. Znowu czujemy się wolni, niezależni, możemy podróżować tak jak chcemy i gdzie chcemy – o spalaniu kalorii już nie wspomnę – już teraz mamy plan na kolejne wycieczki – oby do weekendu ;)

5 komentarzy:

Unknown pisze...

ROWER!! jak wiecie jest to jedyny srodek transportu jaki chwilowo posiadam(y). Staram sie jezdzic codziennie ale czasami pogoda plata figle i zalewa mnie ogromna iloscia wody ... staram sie nie jezdzic wtedy:)

Pamietajcie tylko o jednej "smiesznej" sprawie. Nie wiem jak w AU ale w PL zabieraja prawo jazdy i sprawa konczy sie w sadzie ... taka mala przestroga dla was i checi wypicia browarka... :)))))

z tymi kaskami to moze i dobra rzecz, ale probowalem kiedys smigac w kasku ... i stwierdzam ze to wcale nie jest najlepsze co moglo mnie w zyciu spotkac.

dobra rzecz to rekawiczki, bez nich jazda rowerem nie jest tak przyjemna :)

Bardzo sie ciesze ze macie mozliwosci i mozecie wspolnie spedzac czas i to na rowerach, mam nadzieje ze zapal was nie opusci, bo najprzyjemniejsze zwiedzanie jest wlasnie na rowerze :))

Z rowerowym pozdrowieniem - Bukol (bukosie)

p.s A liczniki macie?? pytam bo to niezla frajda jest :)

Marek pisze...

Hej! Widzialem Cie wczoraj na ulicy jak prowadzilas rower! Czekam na wyjasnienia!

Moniś pisze...

Marku,
pokonała mnie góra na końcu naszej ulicy i już nie miałam siły pedałować :)

wodu pisze...

Hej, znalazlem waszego bloga przez przypadek, fajnie sie czyta wasze przygody! Na dlugo tu przyjechaliscie? Pozdrawiam, woj.

Moniś pisze...

Hej Woju!
witamy na naszym blogu,
na razie nie mamy jeszcze okreslonej daty powrotu, zobaczymy jak nam tu bedzie :)
zapraszamy czesciej
pozdrawiam
Monika