wtorek, 15 maja 2007

Weekend

Jak każdy z was wie, każdy weekend zaczyna się w piątek po pracy. Wtedy tez umówiliśmy się z Lukasem na wieczorny spacer po rzece. Wsiedliśmy na dziób i płyniemy. Plan był taki żeby przepłynąć cała trasę. I tak płynęliśmy sobie beztrosko, oddając się obserwacji widoczków na brzegach. W ten sposób City Cat dotarł do końcowej stacji. Tam wysiadła cześć ludzi a my udaliśmy się w drogę powrotna. A że wieczór był wietrzny i zanosiło się na deszcz, po chwili postanowiliśmy przesiąść się na tył. I właśnie wtedy zobaczyła nas zdziwiona obsługa City Cata. Okazało się, że nas City Cat już płynie spać i nikt nie wie, jakim cudem się tu uchowaliśmy. Tym sposobem mięliśmy przez chwile ten sunący po falach katamaran tylko dla nas – uczucie fantastyczne – prędkość, wiatr we włosach, miasto pełne świateł przed nami....ahhh.....tylko sternik jakoś nie chciał nas słuchać. Potem niestety załoga odstawiła nas na najbliższym przystanku i przyszło nam czekać kolejne 15 minut na powrót do domu. Takiego przebiegu naszego wieczoru się nie spodziewaliśmy:)

W sobotę udaliśmy się na korty tenisowe. Sprawa z pozoru wydawała się łatwa, lecz na miejscu okazało się, że szukanie kortów zajęło nam 30 minut z naszego zarezerowoanego czasu... Jak już korty odnaleźliśmy, zaczęły się poszukiwania osoby, której mięliśmy zapłacić za owy wynajem. Osoba ta odnalazła się po chwili, a był nią Hindus ukryty w czymś, co dumnie nazywał sklepem, a tak naprawdę była to rudera pełna śmieci. Udało nam się wywalczyć dodatkowy czas na granie wiec na kort i do roboty. Po 2 godzinach już nie tak bardzo rześcy schodziliśmy z kortu. Gdyby nie fakt, że sam kort był średnio przygotowany chętnie przychodzilibyśmy tu częściej, bo nie daleko i nie drogo. Jeszcze lepiej by było gdybyśmy mieli rowerki i mogli nimi jeździć na kort. Niewiele myśląc udaliśmy się na poszukiwanie jednośladów. I tu musze zapłakać nad moja Sedona, która została w Polsce, nie tak łatwo będzie mi tu znaleźć jej następczynię – sezon rowerowy właśnie się kończy i nie zostało już wiele modeli do wyboru... Co zrobić będziemy szukać dalej.

Na zakończenie dnia udaliśmy się na South Bank zobaczyć nowy aquapark dla dzieci. Musze przyznać, że spodobał nam się bardzo, dużo wody, kolorów i nietuzinkowych pomysłów - tylko pogratulować! Tu, co bardziej uważni czytelnicy mogą się zdziwić - jak to wody skoro my tu nie mamy wody a mamy za to restrykcje? – Wodę moi mili do owych fontann sprowadzono z poza terenów Brisbane - to się nazywa genialna myśl!

Na zakończenie spaceru posiedzieliśmy chwile na plaży, robiąc mnóstwo zdjęć mewom.

W domu dla odmiany czekała na nas kolejna niespodzianka. KACZKI W BASENIE. W naszym przydomowym basenie zadomowiło się stado kaczuszek szt. 8, uroczo spędziły u nas noc i poleciały dalej w swoja stronę...

4 komentarze:

Anetta pisze...

Kaczki sa swietne! Ale cos im sie chyba pokickalo... Ze slodkosci i zalu nad kaczkowa nieroztropnoscia mozna sie poplakac...

Unknown pisze...

ehehehee no wlasnie KACZKI!! nawet w AU dopada was mysl o naszych wspanialych wlodarzach. Tak czy siak te wasze kaczki sa suuuper fajny mialy pomysl, zeby ulokowac sie w waszym basenie :)
Tez smieszna rzecz z tym city catem. Tylko probuje skumac dlaczego was nie widzieli...w sumie szkoda ze nie podwiezli was do domu tylko wyrzucili gdzies po drodze.
:)

Moniś pisze...

Nie widzieli nas bo byliśmy ukryci za dziobem żeby mniej wiało :)

Unknown pisze...

a widzisz!! Polak to nawet jak nie wie to i tak wie jak sie schowac heheheeheheheeee - zawsze