Jak wiecie u nas jest teraz zima. Jak do tej pory niczym szczególnym się ta pora roku nie różniła od pozostałych. Jest co prawda trochę chłodniej w nocy, ale w dzień nadal słoneczko przygrzewa i można spokojnie biegać w szortach i sandałach.
Sytuacja zmieniła się wczoraj wieczorem. Wracając z basenu poczuliśmy pierwsze krople deszczu. Ale nie było to żadna nowością, gdyż deszczyki się tu zdarzają. Jednak ten deszczyk był inny, zamiast słabnąć nabierał siły i jak kładliśmy się spać lało już na całego. Lało tak i lało cała noc. Dziś leje od rana. Poranne gazety na pierwszych stronach już spieszyły by opisać pierwszy taki deszcz po 6 miesiącach. Na okładkach pierwsze notowania w mm ile deszczu spadło w naszym stanie, najwyższy wynik to 110 mm – wow ! A wiecie co jest najlepsze, że my jak i reszta Queenslandu cieszymy się z tego deszczu. Jak się człowiek dobrze wsłucha to słychać jak trawa rośnie. Nasze spalone słońcem roślinki nabierają zielonego koloru i niemalże słychać jak oddychają z ulgą – że w końcu pada.
Nie pozostaje nam nic jak tylko śpiewać „Deszczową piosenkę” i trzymać kciuki żeby padało jak najdłużej. I kto by pomyślał że przyjdzie mi się kiedyś w życiu cieszyć z deszczu. Śmiesznie wygląda taka Australijska ulica gdzie wszyscy przemykają pod kolorowymi parasolami, w kurtkach z kapturem. Taki deszcz przypomina mi wakacje w Polsce. Kiedy jedzie się pełnym nadziei na wypoczynek i grila pod namiot a tu leje. Dla mnie deszcz stukający o tropik namiotu to jedna z ulubionych melodii. Teraz przez chwile mogę poczuć się jak w domu. Cudny ten deszczyk, niech pada....A pomyślcie tylko jakie będą grzyby :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
"Ciągle pada .... nanana" i daltego "jaki tu spokój, nic się nie dzieje" ;)
Prześlij komentarz