niedziela, 24 lutego 2008

Moreton Island

Długo myśleliśmy, wybieraliśmy, przebieraliśmy,co robić w weekend, aż padło rzutem na taśmę na Moreton Island. Cudem udało się Lukasowi zarezerwować nam atrakcje i prom na niedzielny poranek. Na przystani stawiliśmy się dzielnie o 7:00 rano czekając na pierwszy wypływający z Brisbane prom. Pogoda dopisywała, humory również.




Maleńki prom zabrał nas na wycieczkę której uwieńczeniem był obraz uśpionej jeszcze wyspy. Dopłynęliśmy trafiając jednocześnie na poranne karmienie pelikanów oraz całej masy innych ptaków wodnych. Trochę zagubieni poszliśmy na pierwszy spacer po tej jednej z największych łach piachu na ziemi. Dość szybko odnaleźliśmy
miejsce gdzie mogliśmy pozostawić nasze plecaki i wypożyczyć zestaw do snorkelingu.


Chwile potem maszerowaliśmy już w stronę zatopionych wzdłuż brzegu wyspy wraków. po dość wyczerpującym marszu w palącym słońcu z przyjemnością zatopiliśmy nasze ciałka w oceanie, albo raczej w wodach zatoki moreton.








Co prawdą pływające wokół wraków jachty i motorówki zabierały trochę uroku, ale postawiliśmy się tym nie zrażać i podziwiać po swojemu okoliczne wody. Wraki są niesamowite, obklejone milionie muszli wśród których myszkują całe ławice kolorowych ryb, niektórych nawet sporych :)























































Po jakiejś godzinie kiedy nasze usta były
wygięte na lewą stronę od słonej wody, przyszedł czas na re
laks. Ale ale, nie trwał on długo bo dzień zapowiadał się pięknie , a przed nami była jeszcze cała masa niespodzianek.














Zaraz po szybkim obiadku czekała na nas kolejna atrakcja – QUADY !!! Niesamowita zabawa, jeżdżenie quadem po wydmach, po plaży, podziwiając niesamowite widoki roztaczające się z jednego ze szczytu wyspy. Quady to niezapomniana zabawa, ja po godzinie jeżdżenia chciałam już zamieniać Rolka na takiego Quada :) polecam wszystkim którzy lubią odrobinę adrenaliny.

































Wracając z Quadów pełni wrażeń prawie zapomnieliśmy
że to nie koniec atrakcji.
Przed nami jeszcze wieczorne karmienie delfinów. Do tego czasu jeszcze popołudniowe piwko pod słomianym daszkiem.










Zaraz potem super szybki zachód słońca, wyjątkowo przebiegający nad oceanem, co tu w Queensland jest rzadkością.


























Zraz po zmroku pojawiały się pierwsze osobniki, pierwsze dzikie wolne delifny które od lat przypływają do Tangalooma na wieczorne karmienie. Jest to jedna z niewielu okazji żeby karmić z ręki dzikie delfiny. Wrażenia niezapomniane i zupełnie niesamowite. Lukasowi karmiona przez nas ciężarna samica poszukiwała wrażeń pod spodenkami :) Umki, to wyjątkowo ciekawskie i przyjazne stworzenia.

Wieczorny statek zabrał nas do Brisbane. Ale na pewno wrócimy jeszcze na tą wyspę, nie na wszystko starczyło nam czasu, a dla mnie jest to kolejne miejsce na którym spokojnie mogłabym zamieszkać.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

ale wam faaaaaaajnie:)

Unknown pisze...

wooooooow no wypas nad wyyyypasy!!
:)

Anonimowy pisze...

Hello. This post is likeable, and your blog is very interesting, congratulations :-). I will add in my blogroll =). If possible gives a last there on my blog, it is about the Notebook, I hope you enjoy. The address is http://notebooks-brasil.blogspot.com. A hug.