poniedziałek, 8 września 2008

Wróciliśmy !

Jak każde wakacje nasze też się skończyły. Cały ten długi czas minął nam bardzo szybko i pracowicie. Przejechaliśmy wiele kilometrów wzdłuż i szerz Polski, kilka dodatkowych po Irlandii i zrobiliśmy wiele wiele kroków w Singapurze.

Te wakacje były dla nas wyjątkowe. Po raz pierwszy po 1.5 roku spotkaliśmy nasze rodziny, przyjaciół, odwiedziliśmy ulubione miejsce i wcinaliśmy polskie jedzono.

Ja przez pierwsze parę dni chodziłam trochę jak zaklęta w innym świecie. Ciągle dziwiło mnie że wszyscy dookoła mówią po polsku :) tak, tak po tak długim czasie okazało się to dla mnie niemałym zaskoczeniem. W końcu przez ostatni czas jedyną osobą z którą rozmawiam codziennie po polsku był Lukas, a tu nagle i zupełnie niespodziewanie słyszę tylko polski.



Wszyscy kierowcy jeździli jak szaleńcy, nie dość że po drugiej stronie , to jeszcze niespodziewanie mając przepisy ruchu drogowego zupełnie za nic. Wiem że to może zabrzmieć dziwnie, ale przywykłam trochę do tego, że ludzie przestrzegają ograniczeń i nie wyprzedzają na trzeciego.







A poza tym, wow!


















Wszyscy ludzie których nie widzieliśmy ,cała masa uścisków, całusów, historii do opowiedzenia, piwa do wypicia. Tak ludzie i to że znowu mogliśmy z nimi być, śmiać się do łez i gadać do białego rana, to było to czego nam najbardziej brakowało przez te półtora roku i będzie na pewno brakować po powrocie do domu.

Tak właśnie, do domu, Australia stała się naszym domem, mimo że przez ten cały czas kiedy tu byliśmy myślami byśmy z naszymi rodzinami i przyjaciółmi i mimo ze ominęło nas wiele ważnych wydarzeń w życiu naszych bliskich. Jedni maja zupełnie nowe dzieci, inni dopiero co przysięgali sobie miłość a jeszcze inni wybierali kolor ścian i dodatków w nowych domach. To wszystko nas ominęło, ale wiemy że tak gdzieś głęboko cały czas pozostaliśmy sobie bliscy , nie ważne w jakim kątku świata się właśnie znajdujemy.










W Polsce postanowiliśmy poczuć się trochę jak turyści, robiliśmy masę zdjęć, odwiedziliśmy wiele ślicznych miejsc, zaczynając od Warszawy, przez cudowny Kraków , przez Elbląg aż po Gdańsk. Raz jeszcze gorąco wszystkich ściskamy i dziękujemy za cały czas poświęcany nam.










Wieczory kiedy wydzieraliśmy się na karaoke, dni kiedy zajadaliśmy się lodami na warszawskiej starówce, grilowalismy popijając polskie piwko w burzowy wieczór, robiliśmy powtórki z wesela, przytulaliśmy nowonarodzone niemowlęta, przekonywaliśmy trębacza z mariackiej wieży żeby wpuścił nas na górę na hejnał – notabene – udało się ! , graliśmy w kręgle do utraty czucia w nadgarstku :), spacerowaliśmy po Gdańskim Zoo, malowaliśmy wzorki na działkowym domu, wpatrywaliśmy się w szybujące tu i ówdzie bociany…ahh można by tak bardzo długo , cały nasz pobyt w Polsce był bardzo zajmujący, i często musieliśmy brać oddech żeby przypomnieć sobie że to na pewno wakacje :) ale oczywiście i niezaprzeczalnie było to niesamowite 4 tygodnie naszego życia i na długo pozostaną w naszej pamięci.












































































































































Ale taki prawdziwy czas wakacji zaczął się dla nas po tym jak wyjechaliśmy z Polski, wtedy dopiero udało nam się trochę zwolnić , odpocząć i zobaczyć przy okazji kawałek świata. Zaczęliśmy od

ślicznej zielonej wyspy, gdzie choć często pada deszcz, łąki nigdy nie przestają być zielne, a w sumie wszędzie można spotkać owce, niesamowite kamienne zamki, jeszcze bardziej niezapomniane Irlandzkie knajpki. Te kilka dni w Irlandii były niesamowite i na pewno musimy kiedyś jeszcze odwiedzić ten zakątek Ziemi i zgłębić jego tajemnice odrobinę bardziej.




































Potem przyszło nam się spakować, tu mięliśmy mały nadbagaż, zabierając z nami Pawła – młodszego brata Lukasa, który miał spędzić u nas wakacje.

Po jakiś 15 godzinach podróżowania wylądowaliśmy niemalże na równiku.










Starym zwyczajem postanowiliśmy w drodze do domu zobaczyć kolejny kawałek Azji. Tym razem wybór padł na Singapur, znany na świecie jako chyba najczystsze miasto. Miasto lwa przywitało nas 30paro stopniowym upałem, i jakoś 90 procentowa wilgotnością powietrza, co było , szczególnie przez pierwsze godziny, zupełnie nie do zniesienia. Poza warunkami pogodowymi pozostawała jeszcze przemożna ochota snu, gdzie tylko udało nam się przysiąść na chwilę zamykały się nam oczęta. Mimo to, walcząc ze snem, próbowaliśmy zwiedzać miasto lwa.

















O czym już w kolejnym odcinku :)

3 komentarze:

Unknown pisze...

samo przez sie!!
My tez zajebiscie sie cieszymy ze byliscie, ze moglismy pogadac, powspominac, usiasc i dziabnac piwko.
Heh ... karaoke heheee i ten niesmiertelny kawalek w wykonaniu wiki ... "facet to swinia" - coz za emocje targaly tym dzieckiem aby tak zawziecie krzyczec do mikrofonu kolejne slowa refrenu eh.
Cieszy mnie fakt spotkania na warmii z wami, coz KAczka miala focha ale teraz wspominam to z usmiechem.

zycze wam abysmy mogli spotykac sie tak czesto jak tylko bysmy tego chcieli!!

pozdro
bukol

Unknown pisze...

A ja w przeciwieństwie do Bukosi powiem krótko i treściwie: Dziękuje i do zobaczenia:)

Brodaty Bukol pisze...

aja w przeciwienstwie do kasi znowu stane sie wylewny:

na wstepie pragne sie usmiac ehehheeeeeeeee bo kto sie cieszy i usmiecha ten jest ucieszony i usmiechniety :))

prgne do swojej wczesniejszej wypowiedzi dodac pewne spostrzezenie, o ktorym ostatnio zapomnialem ... otoz niezle sie usmialem z tego zdjecia DSC_0218.JPG

jak lew rzyga na glowe mlodego eheheheheheee fajnie wyszlo .. nie iem czy zamierzone czy nie .. ale ogolnie wyyyypas!!

pozzzzzzdrrrrroooooo :))
bukol