środa, 11 kwietnia 2007

Nasze mieszkanie


23 lutego z rana zadzwonił telefon. Wiadomość którą dostałam była oczekiwana od dawna – mamy mieszkanie !!! to znaczy oczywiście nie na własność ale do wynajęcia. Mieszkanie co prawda bez mebli i innych sprzętów ale za to w końcu jest – wyczekane , wychodzone – zasłużyliśmy sobie na nie. Nie minęło pół godziny, a tu kolejny telefon. I znowu słyszę ‘macie mieszkanie’ – tego już było za wiele. Jak nie było to nie było a jak są to 2 na raz. Decyzja, które wybrać nie była trudna. Wygrał telefon numer 2, bo to było TO mieszkanie, nasze, takie w którym po wejściu do środka wiesz, że chcesz tam mieszkać. I tym właśnie sposobem .... straciliśmy kontakt ze światem, czyli z Internetem. Odbyło się to następująco.

W ten sam piątek na 16:30 byliśmy już umówieni w agencji na podpisanie umowy i innych papierków i tak po 17:00 wyszliśmy kluczami do naszego nowego lokum.

Wieczorem Anetta z Markiem pomogli nam przewieźć pierwsza partię naszego dobytku, a tak naprawdę prawie cały nasz dobytek bo zostało nam tylko tyle rzeczy które spokojnie mogliśmy przewieść na własnych barkach.

Po krotce o naszym nowym domu. Jego zasadniczym plusem był fakt, iż jako jedno z niewielu - lub jak kto woli jedyne mieszkanie, było ono świeżo po remoncie, co oznacza WSZYSTKO NOWE, nowa farba na ścianach, kafelki w łazience, szafy, wykładziny, panele, kuchnia – chyba tylko lodówka jest używana. Kolejnym plusem jest położenie, 5 minut na piechotkę do City Cata którym Lukas podróżuje do pracy, 20 minut do kolejki – gdybyśmy chcieli się gdzieś dalej wybrać , no i na koniec największy plus – na tej samej ulicy jakąś minutkę drogi mieszkają Anetta z Markiem – wiec pierwszych sąsiadów mamy pod nosem :)

Mieszkanie ma 2 sypialnie , salon, łazienkę (prysznic + wanna), kibelek, pralnie, kuchnie, mały ogródek i przydziałowe jedno miejsce garażowe. O basenie w kompleksie nie będę wspominać żeby nie rozdrażniać :)

Poniżej zdjęcia jak je zastaliśmy:





















Szykowały się 2 dni na zakupach. Trzeba było kupić ......wszystko.

A gdyby nie przyjazne duszyczki byłoby tego jeszcze więcej. Anetta ogołociła swoja kuchnie z części talerzyków, kubeczków, widelców i innych, dostaliśmy też pierwsze meble – stolik plus dwa foteliki ...ogrodowe – teraz już było przy czym usiąść. Kolejna dobra duszyczka i kolejne wyposażenie mieszkania. Kasia uzupełniła nasza zastawę kuchenna, pożyczyła nam też materac – czyli mamy na czym spać :) i kolejny zestaw mebelków krzesełkowo-fotelikowych – teraz to już możemy robić party dla...4 osób.

W sobotę niestety nie obyło się bez wydatków. Muszę przyznać że dziwne to uczucie kupować wszystko od nowa, znowu zaczynać od mopa, deski do prasowania, krojenia również, dywaników do łazienki, zestawu noży itd. Itp. Drugi raz w bardzo krótkim czasie urządzamy mieszkanie od nowa. Chyba tym razem bardziej rozważnie, nie mamy teraz zbędnych rzeczy, nasze szafy spokojnie się domykają – to kolejna refleksja, okazuje się że człowiek jest w stanie żyć bez tylu różnych przedmiotów, które jeszcze niedawno uważał za niezbędne... Na listę naszych zakupów jako przedmiot luksusowy, ale bez którego chyba nie dało by się żyć, trafił sprzęt grający, chwilowo jedyne nasze okienko na świat, robiące przy okazji trochę hałasu, ale właśnie o to nam chodziło.

I tak minęła nam sobota, podpierając się nosami i z oczami na zapałki dotarliśmy do domu. Pierwsza noc w naszym nowym mieszkanku.

2 komentarze:

Kasia pisze...

Nareszcie jesteście!!! w sensie internetowo skypowym :))
Chodź pewnie takie przerwy są dobre aby stałych czytelników nie rozpieścić stałą dostawą australijskich informacji. No i patrzcie niektórzy jescze ani jednego własnego mieszkanka nie urządzili a Wy już dwa. :)) powodzonka i trzymam kciucki no i wracam do lektury :))

Unknown pisze...

HALLO?!! Kasiu, mnie nigdy nie dopieszcza australijskimi informacjami, owosciami i opowiesciami :))))

oczywiscie bardzo bardzo bardzo fajnie, gratuluje i oby wam sie !!
powodzenia ziomeczki nasze kochane