poniedziałek, 18 czerwca 2007

Odrobina outback’u

Sobotni poranek swoją śliczną pogodą aż zachęcał do wyjścia z domu. Postanowiliśmy przejechać się trochę w głąb naszego stanu, w poszukiwanie Gór Wododziałowych, które ciągną się wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie udało nam się znaleźć pasmo, na które chcieliśmy się wybrać. Tym razem padło na Moogerah Peaks National Park. Wyruszyliśmy wpisując w GPS powyższą nazwę. Tym razem mieliśmy odjechać około 100 km od Brisbane. Po drodze oczywiście zmieniały się krajobrazy, skończył się ruch na drodze i przez większość trasy byliśmy jedynymi użytkownikami autostrady. Jechaliśmy, jechaliśmy, obserwując stada czerwonych krówek pasących się na poboczach, raz nawet spotkaliśmy stadko „polskich” biało - czerwonych :)
Przyszedł czas na jazd z autostrady w głąb stanu Queensland. Tu ziemia zmieniła kolor na czerwony, roślinność zmieniła się na stepową, strumyki zmieniły się w puste koryta, a drogi zmieniły się z asfaltowych na szutrowe.... zmieniał się krajobraz, roślinność, zmieniały się również spotykane zwierzęta, krowy nagle przestały być czerwone i stały się szare, a na polach pojawiły się kangury. Zarówno krowy jak i kangury przyglądały się nam z szeroko otwartymi oczami, dziwiąc się zapewne co my tu robimy! Zmieniający się krajobraz, roślinność, oraz zwierzęta pociągnął za sobą zmieniające się znaki drogowe, znaki „uwaga na bydło” czy „uwaga na kangury” przestały być dziwne kiedy jadąc trzeba się zatrzymać i ustąpić drogi krówce z cielaczkiem, lub kiedy wzdłuż samochodu – jak na wyścigach – biegnie stado kangurów. Tereny, które odwiedzaliśmy nadają się do zwiedzania tylko w porze suchej – każda droga, która jechaliśmy miała oznakowanie „drogi zalewowej” z ustawionymi gdzieniegdzie miarkami poziomu wody. Nasz GPS niestety albo może stety wyprowadził nas tym razem w pole, nie udało nam się znaleźć wjazdu do parku narodowego, zaliczyliśmy za to pół punktu widokowego – wygoniła nas z niego paląca się kontrolna wskazująca brak benzyny, oraz niesamowite tereny gdzie poza wolno żyjącym bydłem, stadami kangurów na wolności , czasem raz na kilka kilometrów można zobaczyć jakiś dom, który jak przystało na farmę bydła ma skrzynkę na listy zrobioną z bańki na mleko.














































Nie udało nam się zobaczyć wszystkiego co sobie zaplanowaliśmy, ale pierwsze spotkanie z górami na outbacku było niesamowite i zapewne wrócimy tam jeszcze. Tymczasem po tej wycieczce pozostał nam charakterystyczny czerwony kurz na samochodzie....

3 komentarze:

Kasia pisze...

Chyba zaczynacie wreszcie poznawać prawdziwą Australię:) Jej przestrzeń i wyobcowanie czyli to co w niej najpiękniejsze i takie egzotyczne.

PS. Maciuś co jest? Śpisz jeszcze?? ;)

Unknown pisze...

Siemano.
heheheee nastapila mala przerwa w pisaniu, bo weekendowo wybralismy sie na wesele na mazury .. uu dzialo sie :)) a poza tym w sumie jestem juz na miesiecznym urlopie :))

dzisiaj bylem na rozmowie o prace ... w pewnym wydawnictwie ... ale nie wiem czy chce tam pracowac ... zobaczymy.

nie no suuuuper taka astralie ogladamy w TV wlasnie tego sie spodziewalem ... ach i ten czerwony kurz!! bombowo !! :))

a jak samochodzik?? rozumiem ze wporzo :))
dopisze cos wiecej jak sie ogarne wlasnie wrocilem rowerkiem w deszczu z miasta :)) i sie musze przebrac itd ...

Unknown pisze...

ej noooo!! nie przybywa materialu do czytania ??!!