piątek, 16 lutego 2007

Długa droga do domu


Po 14 godzinach , z krótkim postojem na śniadanie w Londynie, wylądowaliśmy w Hong Kongu. Uciekł nam 1 dzień, 14 lutego, to znaczy mieliśmy w ciągu 1 doby 2 noce i 2 wschody słońca :) I tak to właśnie , absolutnie rozregulowani i padnięci dotarliśmy. Pierwszą myślą na nowym lądzie było ......chcemy napić się piwa :) ale jak się okazuje nie jest to takie proste w Azji, nie pija się tu piwa wszędzie gdzie się stoi, co oznacza że piwo na lotnisku to coś o czym można tylko pomarzyć.


Tak więc zamiast piwa, znaleźliśmy autobus który miał nas wywieść z lotniska do Tsi Sha Tsui , czegoś w rodzaju dzielnicy portowej. W drodze do hostelu – bardzo okazałego przywitał nas Hong Kong. Cudne drogi, palmy, bryza z nad oceanu i najwyższe budynki jakie przyszło nam oglądać kiedykolwiek. Wysiedliśmy. I zaczęły się małe schody, CO DALEJ !!! , byliśmy już na ulicy na której mięliśmy mieszkać przez najbliższe 6 dni, ale nie mieliśmy pojęcia w którą stronę podążać. I tu wśród tłumu Chińczyków, znalazł się przyjazdy duszek. Pewien miły straszy Pan przywitał nas i pomógł znaleźć nasz hostel o szumniej nazwie Paris Gesthouse. Podpierając się nosami, weszliśmy... to co zobaczyliśmy przeszło nasze wszelkie oczekiwania ..............pokoju dla nas nie było, dostaliśmy przejściowe lokum 1 osobowe - pozostawiające wiele do życzenia. Zostawiliśmy więc nasze nic nie ważące walizki i poszliśmy na pierwszy spacer, w tym jak się później okazało wiecznie żyjącym mieście. A że do portu mieliśmy 2 kroki, to tam się właśnie udaliśmy. Myślę że widok byłby bardziej wbijający nas w ziemie gdyby nie londyńska mgła w Hong Kongu. Gigantyczne statki, olbrzymie budynki wśród tłumu maleńkich chińskich ludzików – muszę przyznać robi wrażanie. W końcu też udało nam się spełnić nasze pierwsze pragnienie – poszliśmy na piwko, jedyne 83 dolary hong kogn i mięliśmy to czego szukaliśmy wszystko oby przewegetować chociaż do 12 czasu tutejszego, nasze organizmy miały wtedy środek nocy i jakąś 5 rano, co w oznaczało niewiarygodną potrzebę snu. Tuż przed tutejszym południem wróciliśmy do hostelu. I tak jak staliśmy padliśmy na łóżka. Po 12 godzinach snu doszliśmy do wniosku że dalej się spać nie da, wiec szybki prysznic i w miasto. I tu kolejna niespodzianka, to miasto żyje w nocy bardziej intensywnie niż Warszawa w dzień. Tłumy młodych ludzi, otwarte sklepy, knajpy, a warto dodać że to 12 w nocy :)

I tak przechadzając się po wielu ulicach dotarliśmy to miejsca która dało by się nazwać wielką uliczną jadalnią, człowiek który tam zarządzał namówił nas na posiłek , po czym rozłożył specjalnie dla nas stolik :) trochę dziwnie się je pałeczkami żeberka z czosnkiem, w temaperaturze prawie 20 stopni w nocy, ale co my nie damy rady :)Klimat tego miasta jest wprost niewiarygodny, mimo brudu ( lepiej widzianego w dzień), tłumów Chińczyków, którzy patrzą na ciebie jak na egotyczne zjawisko, miliona świecących neonów. W nocy Hong Kong nabiera nowego znaczenia, szczególnie przechadzając się po maleńkich uliczkach, pozbawionych turystów.


Teraz już tylko czas na piwko w pokoju hostelowym i oczekiwanie na to co przyniesie nam jutro.


16 .02.2207


Brak komentarzy: