niedziela, 18 lutego 2007

W poszukiwaniu „zaginionej” wyspy


Dziś kolejny dzień pod hasłem „my i hong kong”. Tym razem w poszukiwaniu miejsc bezwonnych postanowiliśmy zwiedzić wyspę Hong Kong.




Na wyspę można dostać się przynajmniej na 2 sposoby: metrem – pod wodą lub czymś w rodzaju tramwaju wodnego. Wybraliśmy drugą metodę i tym prostym sposobem za jedyne 2,20 Dolara Hong Kong od sztuki , promem Star Ferry w jedyne 9 minut byliśmy na suchym lądzie.




Wyspa zaskakuje, po pierwsze upchnięcie na tak małej powierzchni tylu gigantycznych wieżowców nie mieści się wręcz w głowie, po drugie dużo mniej tu ludzi co jak na Hong Kong nie jest rzeczą bez znaczenia. Aaaa no i oczywiście najważniejsza sprawa – przestało śmierdzieć chińskim żarciem !!!


Z mapą w ręku zaczęliśmy zwiedzanie.




Dla tych którzy nas znają nie będzie dziwne że nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do tutejszego ogrodu botanicznego z wydzielonym małym zoo. Przyznam że wygląda to niesamowicie kiedy obok typowo industrialnego miasta aż roi się od zieleni. Parki wyrastają na każdym kroku, wszędzie gdzie jest chociaż mały kwadrat wolnej przestrzeni, podejrzewam że zbyt malej żeby wybudować wieżowiec , jest park, z palemkami, ławeczkami.... jak w bajceJ




Po tym jak już się nabiegaliśmy po parku postanowiliśmy skorzystać ze zdobyczy techniki i na najwyższy punkt Hong Kong Island wjechać specjalnie do tego przystosowany tramwajem. Tak dostaliśmy się na Peek , na którym jest taras widokowy, z którego przy dobrej pogodzie widać nawet okoliczne wyspy. Widok wręcz niesamowity ze tez tacy mali ludzie byli wstanie zbudować tak wysokie miasto.

Brak komentarzy: