Dojazd do półwyspu możliwy jest na 2 sposoby, pierwszy – od „lądu” prowadzi droga czyli standardowo, drugi – po bardzo długim moście - 2, 74 km , jest to najdłuższy drogowy most w Australii, w planach jest już bliźniaczy most biegnący wzdłuż pierwszego. My oczywiście wybraliśmy przeprawę przez most.
I tak naprawdę od wjazdu na półwysep rozpoczęła się urokliwa ścieżka, biegnąca wzdłuż linii brzegowej, doskonała zarówno na spacer, jak i na wycieczkę rowerową.
Na początek w Pelican Park, spotkaliśmy grupę ludzi pozytywnie zakręconych na punkcie latawców, niektóre z latających dzieł naprawdę zachwycały swoim wyglądem i kunsztem wykonania.
Spacerując wspomnianą już ścieżką, co chwilę naszym oczom ukazywały się malutkie, urocze plaże, jedne mniej inne bardziej cywilizowane, ale wszystkie z tak samo czerwonawym piaseczkiem i całym mnóstwem muszelek.
Odwiedziliśmy też tutejszą lagoon, pomysł samego obiektu wodnego chyba nawet przyjemniejszy niż nasz w Brisbane, ale zielonej wykładziny zamiast trawników nie możemy im podarować...
Słoneczko powoli zachodziło, kiedy kończyliśmy nasz spacer w pobliskiej przystani, w której dumnie unosiły się olbrzymie jachty.
A tak już zupełnie na deser. Australijska rodzina wracająca ze zdrowo spędzonej niedzieli - nie mogliśmy sie oprzeć...
1 komentarz:
ZAJEBISCIE!! B Gees w brisbane heheheee no niezle.
Gdyby pogoda dopisywala to tez bysmy sobie spacerowali i ogladali, niestety ... srednio u nas samochodem (ale juz blizej niz dalej) poza tym z czasem itd ... ale mam nadzieje nadrobic.
Prześlij komentarz